O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu
Gry, Muzyka, Film, Sport, Hobby i wiele innych...
O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Chora Subkultura "cmentarna"

 
Odpowiedz do tematu    Forum O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu Strona Główna -> Sieć
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vuko Drakkainen
Mieszczanin
Mieszczanin



Dołączył: 03 Maj 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie przyszłość jest przeszłością

PostWysłany: Czw 6:47, 31 Lip 2008    Temat postu: Chora Subkultura "cmentarna"

To już nie przelewki. Zdrowy rozsądek kazał żyć nadzieją, że cmentarna moda zniknie wraz z sezonową wymianą odzieżowo-gadżetowej oferty sieci H&M. Tymczasem emo młodzież nie chce porzucić depresyjnych nastrojów i oddać się beztrosce. Sprawa jest polityczna. Bo Rosja nie wierzy łzom.
Rosyjski rząd widzi w tej image'owej krzyżówce gotyku, punku i mangi poważne niebezpieczeństwo. Emo to już nie kultura komiksowych mięczaków, konfekcjonowanego werteryzmu, programowego smutku bez treści. Emo to kultura samobójców. Rzeczywistych. Prawdziwych. Policzalnych. Statystyki nie kłamią, a odsetek samobójstw w środowiskach kwalifikujących się pod etykietkę emo ponoć niebezpiecznie wzrósł. Rząd rosyjski planuje wprowadzić ustawę mocno ograniczającą promocję emo – uderzy ona w zespoły, twórców serwisów internetowych, wszystkich, którzy mają cokolwiek wspólnego z emo, oczywiście najbardziej w dzieciaki. Podobną sytuację obserwowaliśmy niedawno w Wielkiej Brytanii, gdzie fani amerykańskiej grupy My Chemical Romance protestowali przeciwko stygmatyzacji ulubionego zespołu i reprezentowanego przez niego nurtu. 13-letnia dziewczyna odebrała sobie życie, na dwa tygodnie przed samobójczą śmiercią zaczęła fanatycznie słuchać MCR. Bulwarowe "Daily Mail" obwiniło piosenki My Chemical Romance, porównując zespół do toksycznej sekty. Dzieciaki z całej Anglii przyjechały do Londynu pomachać transparentami z hasłami mocno sugerującymi, że tylko MCR trzyma ich przy życiu. Kto by dwa lata temu pomyślał, że bohaterowie przedrzeźniających filmików na YouTube staną się ofiarami zupełnie nieśmiesznego medialnego zamieszania? W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak tylko znaleźć pięć dowodów na to, że emo jest OK.

Emo kształtuje gust. Przewrotnie.

Na zasadzie budowania świadomości, przez opozycję, czy jakoś tak. Po co słuchamy kiepskich płyt? Żeby docenić te dobre. Dlaczego nie lubimy Toli? Bo wolimy Alę. Tola Szlagowska, dziś już jedyna (po odejściu z zespołu Ali Boratyn) liderka Blog 27, jest najlepszym przykładem upiornej – niech będzie, ale mocno umownie – subkultury. Przerysowana, tanio bezczelna, nachalnie rozpromowana. Dziewczyna jest idealną antybohaterką – pokazuje, jak nie śpiewać, jak nie mówić, jak nie wyglądać, jakiej kariery nie prowadzić. Regularnie besztana przez brukowce za nieznajomość ortografii i głupie miny, zdaje się doskonale czuć w bagienku wyłącznie dla dorosłych. Blog 27 to krajowy odpowiednik wysokobudżetowego emo punku (wiadomo, że to taki punk jak Blink 182 i takie emo jak Tokio Hotel – na potrzeby tego zestawienia mocno upraszczamy), tak wynaturzony jak tylko to możliwe. Blog 27 irytuje. Nie ma bardziej inspirującej pozycji niż pozycja kontry – czekamy więc na młodzieżowe zespoły, które zapragną zmieść Blog 27 z listy bestsellerów.
To już nie przelewki. Zdrowy rozsądek kazał żyć nadzieją, że cmentarna moda zniknie wraz z sezonową wymianą odzieżowo-gadżetowej oferty sieci H&M. Tymczasem emo młodzież nie chce porzucić depresyjnych nastrojów i oddać się beztrosce. Sprawa jest polityczna. Bo Rosja nie wierzy łzom.

...ciąg dalszy

Emo coś uświadamia. Jednak.

Kiedy miał miejsce taki ostatni małoletni zryw? Kiedy ostatnio dzieciaki, które połączył ulubiony zespół, chciały wyglądać i zachowywać się tak samo? 15 lat temu? Lekko. To oczywiście iluzja potrzeby stworzenia własnej subkultury. Niewiele tu nowego, emo jest miksem znanych wcześniej nurtów muzyczno-wiezerunkowych, nawet nie zachowując bliskiego pokrewieństwa z własnym pierwowzorem. Ciężko też mówić o jakiejkolwiek oddolności, podyktowanej postawą alternatywną, niemainstreamowym myśleniem. Nowe emo nakręca wielką machinę komercyjną – ciuchy, gadżety, kosmetyki, fryzjerzy (wiadomo jak się ma popyt do podaży – w Berlinie powstał salon specjalizujący się w emo cięciach). Jest dzieckiem taśmowej produkcji – t-shirtów z nadrukowaną czaszką, balerinek w różowe gwiazdki i trampek w czarno-białą szachownicę (masz któreś z wymienionych – wyrzuć). Domniemana potrzeba wyróżniania się przynosi zupełnie odwrotny efekt, oryginalni muszą się starać inaczej. Ha, emo inspiruje po raz drugi.

Emo sympatycznie promieniuje na nurty równoległe. Serio.

Na bazie dwóch najważniejszych ostatnio ruchów młodzieżowych, nowego emo i nowego rave'u, powstała intrygująca estetyka. Nu grave. Początkowo rzecz miała wymiar wyłącznie odzieżowy – dzieciaki wylewały sztuczną krew na hipermodne fluorescencyjne ciuchy i biegły na najgorętszą imprezę w mieście. Ale nu grave istnieje również muzycznie. W zasadzie jego elementy można już było znaleźć na debiutanckim albumie Klaxons, choć w pełni objawił się na pierwszej, wydanej właśnie płycie Brytyjczyków z Late of the Pier. Recepta jest prosta: wesoło w formie, niewesoło w treści. Muzyka jest skrojona pod imprezy – intensywne, duszne, spocone. Ale w tekstach dzieje się więcej, a jeśli nie więcej, to na pewno inaczej. Mrocznie, dekadencko, psychodelicznie. To nie są te smutki i mazgajstwa, z którymi powszechnie kojarzy się emo, ale i tak nie sposób nie odnaleźć tu dyskretnego powinowactwa. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.

Emo edukuje. Oczywiście, że tak.

Od roku z poważnym bonusem emo jest ulubieńcem mediów – od tanich pism młodzieźowych, przez magazyny muzyczne i laifstyle'owe, po poważną prasę opinii. Lansują kolejne gwiazdki. Albo podtrzymują popularność tych starszych. Poważnie analizują i cytatami z Schopenhauera wieszczą nadejście czarnej generacji. Najczęściej (najsłuszniej) atakują nowe emo, przywołując argumenty historyczne – że to co bieżące nie ma nic wspólnego z tym co klasyczne. Najmłodsi zawsze uczyli się wstecznie – od idoli. Przykładami będzie jaśniej. The Libertines pomogli odkryć płyty The Clash. The Strokes – Velvet Underground. Interpol – Joy Division. A The Vines – Nirvany. Dokładnie tak jak niegdyś Nirvana uczyła słuchać płyt Pixies, a Blur przypominali o zespole The Kinks. Ktoś dzięki kiepskiemu Hariasen odkrył niekiepskie Sunny Day Real Estate? Punkt dla emo.

Emo minie. Trzeba wierzyć.

Jak każda moda. I jak każda nastoletnia słabość. To tylko hormonalne rozdygotanie niecnie wykorzystane przez sprytnych marketingowców. Jeszcze chwila i po emo nie będzie nawet śladu. Przyjdzie jakieś nowe, pewnie gorsze. Nie traćmy nadziei.

onet.pl(http://muzyka.onet.pl/10173,1500044,0,2,wywiady.html)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu Strona Główna -> Sieć Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin